niedziela, 24 sierpnia 2014

Capitolo 6 ♥

 ''Ci, których kochamy, nie umierają, bo miłość jest nieśmiertelna.''

Ś.P.
Marcela Ferro
ur. 26.10.1976r.
zm. 29.03.2014r.
Zginęła śmiercią tragiczną.

Ś.P.
Leonardo Ferro
ur. 15.07.1973r.
zm. 29.03.2014r.
Zginął śmiercią tragiczną.

Niech odpoczywają w pokoju.

Po raz kolejny po mojej twarzy spłynęły mokre krople. Francesca objęła mnie mocniej ramionami i pociągnęła nosem. Też płakała... Stałyśmy tak przed dobre parę minut, wpatrując się w napisy na nagrobku. W pewnej chwili dziewczyna odsunęła się trochę i starła dłonią swoje łzy.
- Chodź. Wymienimy kwiaty - szepnęła Resto i pociągnęła mnie za ramię.
Fran wyjęła z wazonu już uschnięte róże i włożyła nowe - żółte tulipany. Ulubione kwiaty mamy... Z bezsilności usiadłam na ławeczce zaraz obok i gwałtownie wciągnęłam powietrze. Przecież to ja miałam to wszystko zrobić. To moi rodzice. Nie Francesci... Wyjęłam z torebki znicz i drżącymi dłońmi próbowałam zapalić zapałkę.
- Daj - powiedziała dziewczyna i wyciągnęła dłonie w moim kierunku - Pomogę ci.
Pokręciłam przecząco głową.
- Chcę sama - szepnęłam i w dalszym ciągu próbowałam wytworzyć ogień.
Kiedy za dziewiątym razem w końcu mi się udało zapalony znicz postawiłam na samym środku. Wszystkie stare kwiaty i świece wyrzuciłyśmy do kontenera i z powrotem zajęłyśmy miejsce na ławeczce. Położyłam głowę na jej ramieniu, a ona znów mnie przytuliła. Zaczęła szeptać słowa modlitwy żeby za chwilę wciągnąć w to i mnie.
''A miałam być szczęśliwa...''

Pora coś zmienić. Jeśli cały czas będę tylko przesiadywać w domu popadnę w jakąś paranoję...
- Fran? - zapytałam.
- Tak?
- Chciałabym wrócić do szkoły.
Chwila ciszy...
- Jezu Lu... To super! Nawet nie wiesz jak się cieszę! - krzyknęła dziewczyna i mocno mnie do siebie przytuliła.
Wyobraziłam sobie jak to będzie... Idę sama... Środkiem zatłoczonego korytarza... Z każdej strony do moich uszu dociera moje imię. Widzę jak wytykają mnie palcami. I słyszę jak nazywają mnie sierotą...
- Hej Lud! Co się dzieje? - zapytała Włoszka odsuwając mnie od siebie na długość ramion.
- Ja... Jaaa...
- Uspokój się. Nic się nie dzieję. Jestem tu z tobą - powiedziała spokojnym głosem dziewczyna.
- A... A będziesz...W.. W szkole? - wyjąkałam.
- Myślałaś, że zostawiłabym cię samą? Chyba śnisz! Nigdy w życiu! Przyjdę po ciebie... Po was rano i pójdziemy tam wszyscy razem - uśmiechnęła się dziewczyna.
Czym zasłużyłam sobie na taką przyjaciółkę?

----♥----

Wyszłam z domu głośno trzaskając drzwiami. Nie wiedząc czemu ostatnio wszystko mi się waliło... Rodzice coraz częściej się kłócą, przyjaciele nie mają dla mnie czasu, mój motor zepsuł się tak bardzo, że pierwszy raz w życiu postanowiłam oddać go do mechanika i co najgorsze straciłam wenę twórczą... Nie potrafię napisać nic. Zero. Jedno wielkie ZERO. Więc niby jak mam wymyślić nową piosenkę na zajęcia? Jestem beznadziejna... Chciałbym teraz wsiąść na motor i odjechać daleko stąd tylko po to, żeby zaszyć się w jakimś ciemnym lesie i nikomu nie pokazywać się na oczy. Może Max pożyczyłby mi jedną ze swoich maszyn? Zapięłam się pod samą szyję i włożyłam dłonie w kieszenie mojej granatowej bluzy. Co jak co, ale dzisiejsza niedziela nie należała do najcieplejszych, a jest  to rzadkość w zawsze słonecznym Buenos Aires. Czy nawet pogoda jest przeciwko mnie? Dojście na tor piechotą zajmie mi jakieś czterdzieści minut. Może pojechać busem? Bez sensu. Udusiłabym się tylko w... Tym czymś. Przyspieszyłam kroku żeby jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Może posłucham muzyki? Przegrzebałam wszystkie kieszenie w celu znalezienia telefonu. Świetnie! Zostawiłam go w domu... Po jakichś dziesięciu minutach drogi usłyszałam warkot silnika. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam w kierunku końca ulicy. Zza zakrętu wyjechały właśnie trzy motory... Och no ja też tak chcę! Szłam dalej nie zwracając uwagi na nikogo i na nic. Nagle, nie wiadomo jak potknęłam się i upadłam wprost na betonowy chodnik.
''To jest mój szczęśliwy dzień...''
Rozglądnęłam się wokoło żeby sprawdzić co było przyczyną upadku, jednak nic nie zauważyłam. Dopiero kiedy przypatrzyłam się swoim czerwonym trampkom zrozumiałam czemu właśnie siedzę na kostce. Rozwiązały mi się obie sznurówki... Zawiązałam je i podniosła się z ziemi. Otrzepałam się i ruszyłam w dalszą drogę. Już przy pierwszym kroku zabolało mnie kolano. Nie no błagam! Serio?! Do domu jest bliżej i mogłabym sprawdzić co się z nim stało, ale... Nie. Na razie tam nie wrócę. Spojrzałam w dół. Nie widać krwi, więc to pewnie zwykły siniak. Szłam dalej krzywiąc się przy każdym kroku. Jestem już przy fontannie więc jeszcze tylko piętnaście minut drogi. Poczułam mokre krople na twarzy. Popatrzyłam się w niebo. Zaczyna padać...
- Czy wszystko jest dzisiaj przeciwko mnie?! - krzyknęłam zrozpaczona.
 Kiedy przechodziłam przez jezdnię znów usłyszałam odgłos silnika. Zaraz się wkurzę. Kiedy motocyklista ''zaparkował" centralnie przede mną i domyśliłam się kim on jest wstrzymałam oddech.
- Cześć Lara - powiedział Diego i zdjął kask szeroko się uśmiechając.
Przygryzłam dolną wagę i wolno wypuściłam powietrze z płuc.
"Ogarnij się kobieto!"
- Cześć - odpowiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
Zaczynało coraz bardziej padać.
- Może cię gdzieś podwieźć?
- Nie dziękuję. Nie trzeba... Nie chcę cię o nic prosić...
- Przecież nie prosisz. Sam to zaproponowałem.
- Mój dom jest stanowczo za daleko, a coraz bardziej pada. Pójdę do jakiejś kafejki czy coś...
- Chyba żartujesz! Wskakuj! Jedziemy do mnie.
- Ale...
- Błagam cię chodź. To tylko dwie minuty stąd.
Podeszłam wolno do chłopaka próbując jakoś powstrzymać grymas towarzyszący mi przy każdym kroku. Usiadłam za nim a chłopak podał mi swój kask.
- A ty? - zapytałam.
- Zakładaj i nie marudź.
Posłusznie założyłam kask i zaczęłam się zastanawiać czego mogę się trzymać podczas jazdy.
- Obejmij mnie jeśli chcesz - powiedział jak gdyby nigdy nic.
"Czyta mi w myślach?"
Nieśmiało objęłam go w pasie i się zaczerwieniłam. Napawałam się zapachem jego cudownych perfum przez całą drogę. Kiedy dotarliśmy do domu Verdas'ów obydwoje byliśmy już totalnie przemoczeni. Diego schował motor i zaprosił mnie do środka.
- Jesteśmy sami. Leon jak dobrze wiesz jeszcze nie wrócił, a rodzice pojechali do ciotki.
- Jasne - powiedziałam tylko.
Zajęłam buty i poszłam za chłopakiem. Noga bolała jeszcze bardziej niż wcześniej, jednak ja za wszelką cenę próbowała to jakoś ukryć.
- Zaraz przyniosę ci coś do przebrania...
- Nie trzeba.
- Będziesz chodziła taka mokra?
- Może...
Zaśmiał się uroczo.
- Zaraz wracam - powiedział i już go nie było.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym właśnie się znajdowałam. Odkąd ostatnio tu byłam minęło dość sporo czasu. Rok? A może dwa lata? Wszystko wyglądało tak samo jak to zapamiętałam. Na jednej ze ścian wisiały zdjęcia. Szłam powoli i oglądam każde z nich. Ich całą rodzinę w święta. Malutkiego Diego bawiącego się z Leonem w piaskownicy. Chłopców całych umazanych lodami. Śpiewającego młodszego Verdasa. Ślubne zdjęcie ich rodziców. Było nawet zdjęcie naszej kochanej Leonetty i wiele, wiele innych. Jednak przy jednym ze zdjęć zatrzymałam się na dłużej. Diego siedział na scenie i grał na gitarze. Może widziałam go w takiej sytuacji już nie raz, ale zawsze coś było inne. Jakiś jeden, durny szczegół... Chociaż tym razem nie potrafiłam go dostrzec to coś mnie do niego przyciągało...
- Buuu! - krzyknął chłopak wprost do mojego ucha.
Przestraszona odwróciłam się tak szybko ze wypadły mu wszystkie rzeczy które trzymał w rękach.
- Jejku tak strasznie cię przepraszam - powiedziałam i kucnęłam żeby wszystko pozbierać. Niemały ból przeszył moje kolano i tym razem nie potrafiłam zachować kamiennej twarzy.
- Nic się nie stało... Boli cie coś? - zapytał kucając naprzeciwko mnie.
- Nie, znaczy tak, znaczy... Po prostu się tym nie przejmuj.
- Jak mam się nie przejmować skoro wyraźnie widzę, że coś cię boli?
- Nie martw się. Zaraz mi przejdzie. Po prostu stłukłam sobie kolano. To nic takiego.
- Na pewno? - ta troska wymalowana ma jego twarzy.
- Tak.
- No dobrze. Jeśli tak chcesz... Wybacz, że tak długo mnie nie było, ale musiałem się przebrać.
- Nie ma sprawy.
- Tutaj masz ubrania i ręcznik. Chodź pokażę ci gdzie jest łazienka. Ja będę w kuchni. Tu naprzeciwko. Jak będziesz gotowa to przyjdź.
- Dzięki - powiedziałam, a Diego zniknął.
Zamknęłam się w pomieszczeniu i pierwsze co zrobiłam to spojrzałam w lustro. Jak się cieszę, że wymalowałam tylko rzęsy... I tak wyglądałam okropnie, bo tusz trochę się rozmazał, ale nie było tak źle. Diego mnie widział... Cholera! Przemyłam szybko twarz woda i wytarłam ją w ręcznik. Włosy nie były znowu super strasznie mokre, bo przykrywał je kask ale tak czy tak trzeba było je wysuszyć. Już suche związałam mokrą gumką no ale trudno... Nie mam innej. Przebrałam najpierw koszulkę i znów poczułam zapach jego genialnych perfum. Czyli mam na sobie podkoszulek Diego...  Zdjęłam legginsy i dopiero teraz zauważyłam ślady krwi. Jak to w ogóle możliwe, że wcześniej nie przemokły? Czarny kolor wszystko zamaskował... Przyjrzałam się nodze i szczerze powiedziawszy teraz wiedziałam czemu mnie boli. Rana była wielka na całe kolano, a w dodatku nabiłam sobie siniaka który już pojawiał się na łydce. I co ja teraz zrobię?  Przecież tylko ubrudziłabym jego spodnie... Zmoczyłam trochę papieru i przetarłam zranione miejsce. Co tu robić, co tu robić? Wycisnęłam swoje mokre getry z których od razu popłynęła woda.  Ubrałam je z powrotem, po czym zabrałam moje ubrania, a także rzeczy od Diego i wyszłam z łazienki. Chłopak stał do mnie tyłem i chyba parzył herbatę.
- Przepraszam, ale nie mogę ubrać twoich dresów?
- A to niby czemu? - odwrócił się i marszcząc brwi mi się przyjrzał - Przecież te masz przemoczone.
- Tylko bym ci je ubrudziła...
Zdezorientowany lekko przekrzywił głowę.
- Rozwaliłam kolano bardziej niż myślałam i leje mi się z niego krew.
- Zdejmuj je - powiedział krótko.
- Co? - pisnęłam.
- Ściągnij swoje spodnie. Chcę zobaczyć tą ranę. Och no nie rób już takiej miny. Przecież cię nie zgwałcę - zaśmiał się, a ja uśmiechnęłam się speszona.
Powoli zdjęłam legginsy i podeszłam do chłopaka. Jak się cieszę, że jestem od niego niższa i koszulka zakrywa mi tyłek. Diego złapał mnie w pasie i posadził na blacie kuchennym.
- Hmmmm... Średnio to wygląda, ale nie jest źle. Zaraz przemyję ci to wodą utlenioną, a później przykleimy plaster i po sprawie.
- Przecież ja nie potrzebuję...
- Przestań już, okej? - zapytał.
Chłopak przyniósł apteczkę i zaczął przemywać moją ranę. Nawet nie zwróciłam uwagi kiedy polał moje kolano wodą utlenioną. Byłam tak zafascynowana tą jego przepiękną twarzą... Każdy drobny szczegół był ważny... Nigdy nie przypuszczałam, że Diego może być zarazem takim opiekuńczym chłopcem i pewnym siebie bad boy'em.
''Po prostu ideał...''
Kiedy opuszkami palców dotknął mojej skóry przeszedł przez mnie przyjemny dreszcz.
- Niestety nie mamy takie dużego plastra więc owinę ci to bandażem, dobrze?
Przytaknęłam skinieniem głowy. Kiedy Diego związał bandaż znów złapał mnie w pasie i postawił na ziemi. Staliśmy tak niebezpiecznie blisko siebie... Te jego oczy... I ten zabójczy uśmiech... Nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Dzieliły nas może dwa centymetry. Czułam jego gorący oddech na twarzy. Przymknęłam powieki. I nagle...
- Diego! - krzyknęła jakaś kobieta.
Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni i spojrzeliśmy w kierunku z którego dochodził głos. Pewność siebie chłopaka momentalnie z niego uleciała. Do kuchni pewnym krokiem weszła dość niska brunetka na oko po czterdziestce.
- Diego, a co wy tu robicie? Kim jest ta dziewczyna? - spytała kobieta z trochę przerażonym wyrazem twarzy.
Kiedy uświadomiłam sobie, że stoję bez spodni, które leżą w drugim kącie pokoju poczułam jak moje policzki płoną. To wszystko na pewno wyglądało dość dwuznacznie...
''Czy mi się tylko wydaje czy mój niefart nie da mi dziś spokoju?''
- Mamo to Lara. Koleżanka ze szkoły. Była tu już kiedy... Pamiętasz? Ćwiczyła z Leonem choreografię na zajęcia...
Jeśli to tylko możliwe moje policzki zrobiły się jeszcze bardziej czerwone. To jego mama...
- Tak, tak... Coś tam pamiętam... Ale czemu jest ubrana tylko w twój podkoszulek?
- No, bo widzisz... - podrapał się po głowie - Byłem się przejechać no i spotkałem ją po drodze, a że akurat zaczęło padać zaprosiłem ją do nas i dałem swoje ubrania, bo jej przemokły...
- Dobrze, ale czemu nie ma na sobie spodni?
- Przewróciła się i uszkodziła sobie kolano więc postanowiłem, że zrobię jej jakiś opatrunek.
Kiedy tylko pani Verdas przyjrzała się mojemu lewemu kolanu momentalnie się rozluźniła. Było widać po samym wyrazie twarzy...
''Aż tak ufa swojemu synowi?''
- A tak właściwie co tutaj robisz?
- Wróciliśmy z tatą trochę wcześniej, bo chcieliśmy iść na zakupy, ale nie wzięłam portfela. Chcecie coś może? - zapytała kobieta wkładając do torebki czerwoną portmonetkę.
- Nie dzięki - powiedział jej syn.
- Będziemy za jakąś godzinę. Pa.
- Cześć.
- Do widzenia - odpowiedziałam tylko.
Zapanowała między nami krępująca cisza. Słychać było tylko tykanie zegara. Gdzie się nagle podziała ta jego pieprzona odwaga?!
- Wiesz ja chyba już pójdę. Przestało padać i rodzice będą się o mnie martwić... Jest już dość późno...
- Dobrze. Jeśli chcesz... Ale ja cię podwiozę. Z taką chorą nogę cię nigdzie nie puszczę.
- Daj mi chwilę przepiorę się w swoje rzeczy.
- Zwariowałaś? Przecież na pewno nadal nie wyschły. Pojedziesz w moich - uśmiechnął się.
- Och no, ale...
- Lara, nie przesadzaj...
- Uwielbiasz mi przerywać prawda?
- A ty uwielbiasz robić mi na przekór, co? - uśmiechnął się na co ja odpowiedziałam mu tym samym.
Założyłam jego szare dresy, a Diego w tym czasie schował moje przemoczone ubrania do swojego plecaka. Ubrałam trampki i wyszłam z domu. Od razu uderzyła we mnie fala zimna. Wzdrygnęłam się. Za nim dojedziemy do do mnie zamarznę. Poczułam na ramionach coś miękkiego.
- Mam nadzieję, że oddasz mi ją w nienaruszonym stanie - zaśmiał się chłopak i stanął naprzeciw mnie - to moja ulubiona bluza.
Już miałam coś powiedzieć, ale kiedy zobaczyłam minę Diego zamknęłam buzię, na co chłopak szeroko się uśmiechnął. Założyłam jeszcze plecak na ramiona i podążyłam za Verdasem. Znowu dał mi ten sam czarny kask, a sam założył niebieski. Czy wspomniałam już, że przytulanie się do niego jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy na świecie? Teraz droga trwała o wiele dłużej. Ale co tam - mi się podobało.
Kiedy dojechaliśmy pod mój dom chłopak zgasił silnik i tak samo jak ja zdjął okrycie z głowy. Zeszłam z motoru i stanęłam w furtce. Znów zapanowała między nami niezręczna cisza...
- Więc... Dzięki za podwózkę - zaczęłam.
''Teraz to ja jestem ta odważna? Cuuuuuuud...''
- Nie ma za co - odpowiedział i się uśmiechnął.
Znowu cisza...
- Napisałaś już swoją piosenkę na zajęcia? - tym razem to on odezwał się jako pierwszy.
Pokręciłam przecząco głową.
- A ty?
- Tak, muszę tylko dopracować melodię.
Jezu... Czemu czuję się coraz bardziej nieswojo?!
- Czyli nawet nie zaczęłaś pisać? - zapytał ponownie.
- Nie no. Coś tam zaczęłam... Mam już melodię i trochę refrenu, ale za cholerę nie mogę wymyślić nic dalej, a to przecież już na pojutrze - westchnęłam.
Po chwili zauważyłam w oczach Diego błysk, a na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.
- A może ja pomogę ci coś napisać? Jutro, po szkole? - zapytał.
Kiedy moje serce fikało właśnie radosne koziołki ja rozważyłam wszystkie za i przeciw...
- A nie masz przypadkiem jakichś planów na jutro? Nie będę ci w niczym przeszkadzać?
- Nie no coś ty! Inaczej nudziłbym się sam w domu...
- No to... Dziękuję i chętnie skorzystam.
- Super! To może spotkajmy się znowu u mnie, ale o której?
- Może o trzeciej? Zajęcia kończymy o drugiej więc akurat zdążę coś zjeść i przyjadę... Kurde! Przecież mój motor jest w naprawie! To może jednak o czwartej?
- Mam lepszy pomysł.
Wpatrywałam się w niego wyczekująco.
- Zaraz po szkole wsiądziemy razem na ten oto mój motor i pojedziemy razem do mnie. Nie przyjmuję do wiadomości, że ci się to nie podoba. Jesteśmy umówieni i koniec kropka.
Splotłam dłonie pod klatką piersiową i podniosłam jedną brew do góry patrząc na niego wzrokiem typu ''chyba cię coś boli'', a on zaczął się śmiać.
- Dobra powinienem już jechać.
- Poczekaj oddam ci przynajmniej plecak.
Zanim zdążył zaprotestować ja wyjęłam już swoje ubrania i podałam mu torbę.
- Jakby co wezmę swój kask - powiedziałam tylko.
- Jasne nie ma sprawy. No to do jutra - odpowiedział Verdas i dał mi całusa w policzek.
Jak ja nienawidzę tych cholernych rumieńców!
- Cześć - powiedziałam tylko, ale Diego już zapalił swoją maszynę  i odjechał.
Dotknęłam miejsca gdzie jeszcze przed chwilą spoczęły jego wargi i szeroko się uśmiechnęłam...
''Czyżby mój pech w końcu mi odpuścił?''


------♥------♥------♥------♥------


Strój Lu z rozdziału:

Witam witam i o zdanie was pytam xd
Szczerze powiedziawszy jest to pierwszy rozdział który nawet mi się podoba...
Głównie niektóre fragmenty z Larą :D
Czy wynagrodziłam wam tą porażkę z poprzedniego poniedziałku?
Mam nadzieję, że tak :)
Jeśli ktoś nie ogarnął to pierwszy fragment z Ludmiłą toczy się w sobotę, a drugi w niedzielę ;)
Tak właściwie to nie mam pojęcia jak przez legginsy można sobie aż tak bardzo rozwalić kolano, ale ciiiii xd
Zaspojleruję wam co będzie w następnym rozdziale: rodzeństwo Ferro wraca do szkoły iii.... Fede ma tak spektakularnie przeprosić Lu, że mu wybaczy :D
Jak na razie nie daję żadnego szantażu i nie będę tego robić dopóki będzie komentować przynajmniej sześć osób (czyt. połowa obserwujących :3)
Tak więc ja zmykam, bo rodzice mogą zaraz wrócić, a nie chcę zbytnio ryzykować :P
Trzeba jeszcze przekupić moje rodzeństwo...
Powiem wam jeszcze, że już za niedługo nasz Marco wyzna coś Fran ;)
Ale nie zdradzę nic więcej xd
No to nic...
Czekam na komentarze ;)
Nawet na zwykłą emotkę. To nie zajmuje dużo czasu, a na mojej gębie pojawia się szeroki banan :3
Im więcej komów tym szybciej rozdział ;*
Buziole - Maja ♥

sobota, 23 sierpnia 2014

Sesnation Information ♥

Cześć ludziska!
Tytuł trochę dziwny, no ale w końcu sama go wymyślałam prawda?
Post jest tak jakby notką organizacyjną... Tak właściwie nie wiem czy mogę ją tak nazwać :/
Mam nadzieję, że przeczytacie wszystko, bo będzie tu mnóstwo ważnych dla mnie rzeczy.
No to zaczynajmy!

1. Jak wiadomo uwielbiam Fedemiłę (widać po samym blogu, ale ok xd). Razem z czterema innymi bloggerkami czyt. jedyną i niepowtarzalną Alex Ludwig, przecudowną Madzią Comello, najgenialniejszą z genialnych Werą (Fedemiła w moim serduszku) i najmłodszą z nas chociaż na początku myślałam, że jest w moim wieku kiedy czytałam jej boskiego bloga - Olą Pasquarelli, postanowiłyśmy się zjednoczyć i założyć wspólnego bloga :D One Shot'y, One Party, Miniaturki... A wszystko to tylko o Fedemili! Jeżeli tak samo jak my uwielbiasz tą cudowną parę musisz do nas zajrzeć! (Dobra... Właśnie się poczułam jak w jakiejś kiepskiej reklamie proszku do prania o.O) Pierwszy OS z tego co wiem ma się pojawić już dzisiaj więc wpadnijcie i zostawcie po sobie jakiś ślad ;) Jestem najgorsza z nich wszystkich, ale nie bójcie się... Ja dodaję ostatnia xd Chociaż w sumie to i tak nic nie zmienia... Nie ważne. WPADNIJCIE! ;*


2. Kolejny rozdział... Co mogę powiedzieć? Miałam go dodać wcześniej, ale niestety... Załamałam się ;___; Jestem już przy końcówce, ale... Jest mi strasznie przykro... Ja się staram piszę rozdziały, narażam się moejmu tacie któy w każdej chwili może mi zabrać telefon, laptopa i w ogóle odciąć internet, a z 11 obserwatorów komentują tylko dwie moje kochane miśki, które mimo wszystko zawsze tu są. Mowa oczywiście o Alex i Madzi ;* Wiem że są wakacje i większość z was wyjeżdża i w ogóle... Ale napisanie nawet jednej durnej emotki daje wiele. Nawet nie wiece jaka jestem szczęśliwa kedy wchodzę na bloggera i widzę że ktoś dodał komentarz. To jest jak... Sama nie wiem... To jest takie wspaniałę uczucie! Daje mi takiego kopa, że ja nie mogę *.* Nie proszę o wiele... Po prostu chcę żebyście tu ze mną byli i mimo wszystko pisali nawet najgorsze obelgi! Zastanawiam się nad małym szantażem typu ''kilka komów rozdział'' ale to się jeszcze zobaczy ;) Czekam na hejty :3

3. Mam taki malutki problem... Kiedy w chodzę na bloggera pisze mi że mam 12 obserwatorów, a gdy sprawdzam kto to jest ich 11... Czy wie ktoś jak to możliwe czy ja po prostu zgłupiałam xd?

4. Jak widać po prawej są przeróżne podstrony... Jednak ja chcę zaprosić was na dwie z nich, a mainowice na ''Zwiastun♥'' gdzie możecie zobaczyć zrobiony przez Lilly Thomson trailer czy jak to się tam pisze i na ''Pytania♥'' gdzie możecie zadawać pytania zarówno do mnie jak i bohaterów :D

5. Z boku dodałam ankietę więc jeśli to czytasz - kliknij ''Tak''

No to chyba tyle... Jeśli tylko coś sobie przypomnę post zostanie zaktualizowany :)
Podsumowując: zapraszam na nowego bloga, zapraszam, do komentowania, zapraszam do zaobserwowania i zapraszam na podstrony ;* 
Mam nadzieję, że rozdział który dodam jutro bądż w poniedziałak się spodoba :)
Buziole - Maja♥

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Capitolo 5 ♥

Śmierć rodziców zniszczyła mnie od środka. Spadałam... Coraz bardziej zagłębiając się w ciemności... To nie było prawdziwe życie. Tylko jakiś jego marny cień. Wiele osób wyciągało do mnie pomocną dłoń jednak ja nie potrafiłam jej pochwycić. Coś trzymało mnie na samym dole i za wszelką cenę próbowało tam utrzymać... A więc jak to się stało, że teraz potrafię się uśmiechać?

- Dawno razem nie gotowaliśmy - stwierdził Marco i ponownie zajął się pieczeniem frytek.
- Może dlatego że przez dłuższy czas w ogóle nie wychodziłam z pokoju, a poza tym kiepsko mi idzie gotowanie? - zaśmiałam się, a chłopak razem ze mną.
- Nie wracajmy do tego - mruknął - A co do twojego gotowania to może masz i rację... Dobrze, że przynajmniej nauczyłem cię robić naleśniki.
- Ej no nie przesadzajmy. Nie jestem aż taka zła... Po prostu jesteś w tym lepszy ode mnie.
- Wiem - odpowiedział dumie wypinając pierś.
- A na dodatek taki skromy - prychnęłam.
- Mówiłaś coś?
- Nie... Nic, nic...

Czuję się jakby ten wypadek zabrał jakąś cząstkę mnie, która już nigdy nie powróci. Jakby los za wszelką cenę próbował sprawić, że będę smutna... Tak się stało... I czy tak będzie już zawsze? Czy kiedykolwiek los jednak się do mnie uśmiechnie? Teraz nie potrafię zrozumieć jak ja w ogóle tak mogłam. Głodówka, ciągły płacz, brak jakichkolwiek dłuższych kontaktów z bliskimi... Przecież to nawet nie przypomina prawdziwego życia.

,,Dryń, dryń...''
- Otwórz. Ja dokończę - powiedziałam i zabrałam z rąk Marco talerz.
- Jasne...
Już po chwili słyszałam głośne śmiechy dochodzące wprost z holu, a to oznaczało tylko jedno... Pochowałam suche naczynia do szafek po czym poprawiłam swoją czerwona spódniczkę i wyszłam z kuchni.
- Cześć Fran! - krzyknęłam i przytuliłam przyjaciółkę.
- Cześć - odpowiedziała dziewczyna i dała mi całusa w policzek - Jak się czujesz?
- Dobrze, dziękuję.
- Błagam bądź dla niego w miarę miła - szepnęła mi na ucho.
Skrzywiłam się.
 - Proszę... - powiedziała robiąc słodkie oczka.
- Spróbuję - mruknęłam tylko.
Odwróciłam się na pięcie i stanęłam oko w oko z moim największym wrogiem.
- Ferro... - warknął.
- Pasquarelli... - syknęłam.
"I cała moja dobroć poszła się bujać..."
- Sporo czasu minęło odkąd ostatnio musiałem cię oglądać.
- Na moje nieszczęście minął tylko rok.
Staliśmy tak w ciszy przez dość długi czas wzajemnie zabijając się wzrokiem. W końcu Fran wymyśliła, że pójdziemy obejrzeć jakiś film. To nie był znowu genialny pomysł bo z tym typkiem nie da się wytrzymać nawet minuty w jednym pomieszczeniu. Siedzieliśmy w fotelach dokładnie na wprost siebie. Nie widziałam o czym jest film. Właśnie brałam udział w jednej z największych bitew na wzrok. Nie odpuszczę... To on pierwszy pęknie. Bo po prostu jest głupi.
- Pajac - mruknęłam pod nosem.
- Idiotka - dosłyszałam między dźwiękami dochodzącymi z telewizora.
- Debil - powiedziałam trochę głośniej.
- Egoistka - odpowiedział.
- Pacan - podniosłam się do pozycji stojącej.
- Kretynka - uczynił to samo.
- Laluś! - krzyknęłam.
- Plastik!
Moglibyśmy tak godzinami...
- Arogant!
- Małpa!
- DUPEK!
- SIEROTA!
Jednak...
,,To był cios poniżej pasa...''

----♥----

Tak wiem. Jestem kretynem... No, ale poniosło mnie no! Dostałem nauczkę. A raczej, Fran mi ją zapewniła...

Ludmiła uciekła z płaczem, a ja uśmiechnąłem się triumfalnie. Dopiero po chwili oprzytomniałem i zdałem sobie sprawę co właśnie wyszło z moich ust.
- Czy ty do cholery do końca zdurniałeś?! - krzyknęła Francesca i uderzyła mnie w głowę.
- Ałaaa! To bolało - powiedziałem.
- Bo miało! - odkrzyknęła dziewczyna i zmierzyła mnie wzrokiem mordercy.
W tej właśnie chwili spojrzałem na Marco. On też był na mnie zły. A to bardzo nie dobrze... Przecież to on zawsze był tym najspokojniejszym.
- Wyjdź stąd - powiedział zaciskając pięści.

- Ja mu pomogę - syknęła kuzynka i złapała mnie za ucho.
Ciągnęła mnie za sobą dokładnie całą drogę do mojego pokoju. Nie powiem... To okropnie bolało. Zasłużyłem? Oczywiście, że nie.
 

Teraz wiem, że to było kłamstwo. Całkowicie sobie na to zasłużyłem. Ale jak to wszystko cofnąć? Jak przeprosić Francescę, Marco... No i przede wszystkim Ludmiłę? Przecież nie da się cofnąć czasu, a nawet ona sobie na to nie zasłużyła...
- Czemu ja jestem takim dupkiem?! - krzyknąłem zakrywając twarz poduszką.
- Też się nad tym zastanawiam - usłyszałem głos Luki.
Ściągnąłem poduchę z twarzy i spojrzałem na kuzyna. Stał ze skrzyżowanymi rekami oparty o framugę drzwi i mi się przyglądał. Minął rok a on nic się nie zmienił. Ta sama brązowa czupryna, ten sam kilkudniowy zarost i jak zwykle koszula w kratę narzucona na ramiona. Podniosłem się z łóżka i uścisnąłem Lucę na powitanie.
- Już skończyłeś pracę? - zapytałem krzywo się uśmiechając.
- Na moje nieszczęście nie, chociaż szczerze powiedziawszy teraz najchętniej rzuciłbym się na którekolwiek z łóżek i poszedł spać - skrzywił się - Przyszedłem tylko po laptopa i kiedy już miałem wychodzić wy wpadliście do domu. Krzyki Franceski było słychać wszędzie.
- Powiedziała ci już wszystko, prawda? - zapytałem tylko na co kuzyn pokiwał twierdząco głową.
- Spieprzyłeś na całego. Wiedziałem ze przez ten żel masz ubytki w mózgu no ale żaby aż tak? Kto normalny się tak zachowuje? Ludmiła jeszcze niedawno w ogóle nie wychodziła z pokoju. Prawie nic nie jadła i cały czas płakała. Nikt nie potrafił do niej dotrzeć. Jakieś może z cztery dni temu po raz pierwszy od dawna normalnie się zachowywała. Było coraz lepiej i nagle ty wyskakujesz z czymś takim. Serio. Myślałem że jesteś mądrzejszy.
- Wiedziałem tylko ze było z nią źle. Fran nie zagłębiała się w szczegóły.
- A dziwisz się jej? Z resztą po co niby miałaby ci to wszystko opowiadać? Przecież nigdy nie interesowało cię jej życie. Wiedziałeś dość sporo, a i tak wszystko zepsułeś. Nie rozumiem jak można być takim durniem, żeby zrobić coś takiego...
- Błagam tylko nie rób mi wywodów jak reszta. Proszę...
- Nie przyszedłem tutaj żeby cię pouczać.  Chce się tylko dowiedzieć jaki masz pomysł na przeprosiny.
- Problem w tym ze nie mam żadnego. Myślałem żeby kupić jej jakieś kwiaty i czekoladki, ale...
- Nie. To od razu odpada. Możesz ją tylko rozzłościć. Moim zdaniem na początku powinieneś przeprosić Marco. Najtrudniejszy cel zostaw sobie na koniec. Na pewno w między czasie uda ci się coś wymyślić. A teraz radzę Ci od razu iść do Marco. Im szybciej to załatwisz tym lepiej. Bo później może być jeszcze gorzej...

----♥----

Podniosłam na chwilę głowę znad poduszki tylko po to żeby zaczerpnąć powietrza. Wcześniej biały materiał był brudny od kosmetyków które za sprawą łez spływały po mojej twarzy. Czułam się okropnie. Wiem ze mnie nienawidzi.  Z wzajemnością ale czy musiał powiedzieć coś takiego? Tak. To cała prawda. Jednak nigdy nie przyzwyczaję się do myśli, że jestem sierotą. Tylko jedno słowo a jak bardzo potrafiło mnie zranić.
W pewnej chwili poczułam czyjąś dłoń na plecach. Wzdrygnęłam się przestraszona. Jednak kiedy tylko usłyszałam spokojny głos przyjaciółki strach odszedł.  I znów zastąpił go smutek. Podniosłam się szybko i mocno wtuliłam w dziewczynę, a ona uspokajająco głaskała mnie po głowie.
- Wiem że... Że to prawda ale... Ale czy musiał o... O tym wspominać?
- Nie. Oczywiście, że nie. Federico to dupek i tego niestety nie zmienimy. Jeśli chcesz mogę mu dać kilka razy po twarzy, wybić zęby młotkiem, uciąć język, a na dodatek zabrać żel do włosów, cokolwiek chcesz. Bylebyś tylko w końcu była w pełni szczęśliwa - powiedziała przyjaciółka.
Czy można uśmiechnąć się przez gorzkie łzy?
- A czy... Czy to mi... Mi pomoże?
- Nie mam pojęcia, ale możemy spróbować - uśmiechnęła się.
Przyszła mi do głowy pewna myśl... Od czasu pogrzebu, ani razu nie odwiedziłam grobu rodziców. Po prostu nie byłam w stanie tam pójść. Sam widok napisów na nagrobku zapewne zebrał by w moich oczach łzy. Jednak z drugiej strony co ze mnie za córka? Przecież minęły już prawie cztery tygodnie... Sama nie dam rady, ale...
- Fran czy... Czy poszłabyś ze mną na... Na grób rodziców?


------♥------♥------♥------♥------

Strój Ludmi z rozdziału ;3

Witam Was po tej jakże długiej przerwie :P
Rozdział miał się pojawić już w piątek ale niestety... 
Pewnie jesteśce na mnie żli, chociaż... Niby za co? :O 
Kto czeka na wypociny takiego lamusa jak ja?
Piątka krótka jak nigdy xd
To chyba jak na razie najkrótszy rozdział na tym blogu xd
Pewnie spodziewaliście się czegoś lepszego po takiej przerwie ale.. Wyszło jak wyszło :P
Następny będzie lepszy! (mam nadzieję)
Koncepcja jest więc... Zobaczymy co wyjdzie xd
Nawet nie wiecie jak się jaram ale dostałam, znaczy moi bohaterowie dostali dwa pytania w zakładce 'PYTANIA♥' :3
Tak. Jaram się czymś takim xd
Razem z czterema innymi dziewczynami założyłam bloga z OS'ami, One partami, itp.
Narazie jest tam tylko notka wstępna ale już za jiedługo ma się pojawić One Shot Madzi ;)
ZAPRASZAM ♥♥♥♥ >KLIK<
Liczę na opinię w komentarzach :) 
Uwielbiam pisać to co wy do mnie piszecie (jak genialnie złożone zdanie) :3 Dostaje takiego powera, że piszę nawet na telefonie, a uwierzcie mi... To nie jest proste xd
Ja na razie się z wami żegnam, ale jeśli tylko znajdę czas postaram się napisać tu coś nowego :D
Buziaki - Nat/Maja♥